Chodzę po swojej chorej wyobraźni i szukam jakiegokolwiek cienia przed miażdżącym i rozrywającym z przepalenia sercem moja głowa ma już dosyć tych ckliwych prawd mijanek bez większego celu i ciszy, która kiedyś rozerwała mi psychikę zagojone rany zaczęły mi krwawić na znak odrodzenia ciężar zgnilizny umysłowej ciąży mi od zawsze gniew wbija mi szpilki w oczy i dusi mnie odcinając tlen nie mam więcej ochoty na słowa, że może kiedyś nie słucham rad i nie przyznam się, ale śmieję się strach wzniósł mnie na szczyt, by zrzucić z większej wysokości efektownie