Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2016
Ledwo powstrzymuję wydostanie się całej tej goryczy z mego serca Patrzę, ale nie widzę oraz słyszę, ale nie słucham Czy może być coś gorszego od połowicznej obojętności? Zgorzkniały sen śni mi się w każdy dzień Z wielką chęcią mogłabym stąd uciec, ale trzyma mnie dno podłogi Właściwie każdego dnia zmęczenie dobija granic wytrzymałości A ten stan nie wróży nic dobrego Tak myślę, to koniec ale w końcu zawsze zawarty jest początek Tylko szkoda mówić o końcu, gdy nie jest się go pewnym Lub odczuwam koniec, ale on się nie zdarza Ze wzruszenia mam ochotę zrobić coś wielkiego dla siebie Coś, co przypieczętuje koniec I to będzie dobry początek, bo jeśli ostateczność jest wątpliwa To może czas na własną rękę tworzyć początek? Krwawię białą krwią, ale nikt nie widzi, tylko patrzy Nawzajem sobie obojętność
Ogarniała mnie złość do świata Byłam przepełniona wizjami siebie Kiedy byłam w amoku nie myślałam, że moje życie ulegnie przepaści Puści się za rogiem i mnie ominie szerokim łukiem Powtarzałam, że nie czuję nic, krzyczałam jadem, który ranił najbardziej mnie Nie byłam świadoma swej rozpaczy duszy Zło miałam w sobie głęboko i gniew wypływał mi oczami Nie chciałam czuć nic i dążyłam zbyt głęboko w tę przepaść Zagubiłam się, w oczach oceanu trudno stamtąd wyjść Nie byłam już sobą, nie pozwalałam dotknąć się Wychodziłam by krzywdzić Mówiłam by krzywdzić W zamian za siebie przez cały czas Mój stan był dla mnie normą, w tamtym momencie kwintesencją Wisienką na torciku Mówiłam, że będzie tak, jak ja zachcę, byłam ciemnem,głodem Trwałam długo w złym świetle świata Otaczałam się dobrymi, ale jednak złymi ludźmi Wiązałam się z kimś złym, by móc być złą