Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2016
Piję zimną kawę, anemiczna, chroniczna pustka Obiecali mi ambicje, twardy żywot Otrzymałam jednak zło Wtedy, kiedy znajdę siebie będę pełnią Świecącą w blasku tafli morza Jedyne, co możemy robić to biec Serce spłonęło mi na popiół
Już w to nie wierzę, jeżeli w ogóle zostało cokolwiek Straciłam drogę, którą nogi wiodły mnie Zwolnij, gdzie tak biegniesz?
Jesteśmy żołnierzami bajecznych cierpień Coś nie tak z tym światem Wiecznie uciekamy, żeby nie bać się Przepych na zewnątrz, pustka w środku Powiedz, co Ci nie pozwala spać? Cokolwiek spróbujesz powiedzieć, jest to prawda.
Od dziecka siedzę tu i zdycham Ci co widzieli jacy jesteśmy spychani Dziś siedzą cicho W imię swojego imienia Idę, a wokół mnie spustoszałe miasto Niczym mój umysł i uczucia Czuję jak wbijają mi gwóźdź w serce i sztylet w ręce A wtedy ja się wzbijam, zamiast zabijać Wszystko, co dotknę płonie Wracam do siebie, sama ze sobą Dotykam skroni, palą żywym ogniem mój umysł Jestem zamknięta w klatce, mój ból ma ogromne ślepia Budzi mnie, kiedy śpię ukojona w płaczu Kiedy śnię o tym, czego nie widzę tu, a jest tam W zimowe popołudnie karze mi wyjść i chodzić Boso przez zamarznięte rzeki Upadek nie boli, gdy masz obumierające nogi Tańczę w ciemności, nie mogę nic dostrzec Ledwo łapię oddech Jestem niczyim skrawkiem wielkiego planu Widzą mnie, uwięzioną, pochłoniętą Wzdychają tylko odchodząc i umierając w sobie Jak moje serce, które jest workiem pełnym szkła Nauczyć się życia, zanim się zaczęło Jest przykrym, odrętwiałym szlakiem prowadzącym donikąd. Przychodzę znikąd i w
Znów trzask, spoglądam w dół Uwolnij mnie z tych pieprzonych ekstremalnych przeżyć Złap moją dłoń, jestem jak zagubiona tratwa szukająca przystani Nie mogę Nas zobaczyć, przede mną wielki kanion Buduję pomiędzy Nas wielką budowlę Z samotności, bólu i kruchej struktury serca Tonę w każdy sztorm w mojej głowie Widzisz po czym stąpasz? Spójrz w dół Czysta krawędź wielkiego urwiska Gdy spadam wiem, że to koniec