Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2020

tęsknota

 Okej, uspokajam się na chwilę dłużej, niż 5/10 minut. Kto pomyślał, że śmierć bliskiej istoty może być tak zajmująca? Tak wypalająca, nie dająca dojść do składu i ładu. Jak silna więź emocjonalna potrafi zrobić z życia udrękę, gdy odchodzi część Ciebie razem z tą istotą. Wiem, że to się stało, będzie już tak, nigdy nie będzie inaczej. Może kiedyś obudzę się i powiem sobie, to już, już tak nie boli, już tylko lekko kłuje, lekko nurtuje, gdzieś tam ściśnie za mocno, tam trochę wykrzywi. Minęły cztery dni, a jakby minął rok, czas przestał iść, zatrzymał się, wszystko spowolniło, a odczucie tak głębokie i pełne rozpaczy, że jakby trwało wieki. Nicość okropna i cierpienie nieodkryte. Jakże sobie ulżyć, gdy nic ulgi nie przynosi? Ta pustka, ta niezajęta przestrzeń, pozostawiona, nieruszona z tymi wszystkimi wspomnieniami, emocjami. Te wszystkie materialne drobnostki, fotografie, nagrania, cały ten trzy i pół letni film w głowie. Te wszystkie emocje, współczucia, siła, miłość, smutek, szczęś
 tęsknie tak mocno, że myśli rozrywają mi tkanki, głupio krwawiąc za nic głowa eksploduje na miliardy cząstek, w głowie mam tylko połączenie nerwowe światem rządzi chaos, nie mogę patrzeć prosto, bo wykrzywia mnie  te leki mają działanie psycho, co ja robię sama nie wiem czy to wino, czy czerwieni krew?
 Dość mam tych ciemnych scen, gdzie losem nie zarządzam ja                                                                                           tylko odgórny głupi stan nieświadomości                                                                                                                                  w którym nie mam do powiedzenia nic                                                                                                                                        pragnę znów się uwolnić od tych przeskoczeń między wymiarami świadomości

wyrwane serce

To jak wiecznie trwająca rozpacz, czuję, że chłód, który od wewnątrz przechodzi mi przez kości, żyły, tkanki pozbawi mnie wszystkiego. Wychładzam się codziennie, aż zamarznę bezpowrotnie. Trzęsę się, drgawki nie dają mi funkcjonować. Jak w amoku trwam, na silnych lekach, próba przetrwania kiepsko mi idzie. Miota mną jak chce, żal i bezsilność. Niepogodzenie. Wypruwa ze mnie wszystko, co zostało zbudowane. Choruję nieuleczalnie.  Niszczeję powoli. 

czwarty dzień

 o kurwa, gdzie jest wyjście z samej siebie?

śpij dobrze skarbie, mam nadzieję, że jesteś w cudownym miejscu

Wyszłam z siebie, nie wrócę, już nie umiem żyć  Tyle razy zaczynałam na nowo, że nie zliczę ile musiałam umrzeć  Ten widok miażdży mi życie, nie mogę patrzeć prosto  Ból wykrzywia mi twarz i wnętrze  Stoję sama pośrodku tej ciszy, która rozrywa mi serce Patrzę w niebo z nadzieją na oświecenie  Chciałabym wyrwać emocje z siebie 
Daj znak, że to wciąż jest choć trochę ważne, że nie mylę się co do Ciebie ani trochę wierzę w Twoją siłę i przyjaźń, która była prawdziwa jestem głupią składanką tkanek, mięśni i narządów, która wierzy w dobro bardziej niż w cokolwiek innego że to wszystko ma sens i potrafimy dać sobie więcej niż tylko wrogość opowiemy sobie o swoich dniach, życiach bez zbędnych uprzedzeń moja głowa eksploduje codziennie
 Tonę w deszczu niepowodzeń ciągłych zawirowań niepożądanych chodzę ostatnio po linii, a pode mną przepaść ostatnie fragmenty będące mną odchodzą chcę wyjść z tej skóry nonsensów, postępów i głupich upadków siłą jest się przyznać, że potrzeba pomocy czy udawanie, że jak zwykle wszystko jest okej?
Smutek owinął mnie sobie wokół palca łza grzeje mi policzek, gdy na dworze zamieć nie mogę się odnaleźć w tej chandrze wszystko wydaje mi się takie obce znikam wielokrotnie i wracać nie umiem w mojej głowie wysypisko śmieci a na twarzy karuzela zdarzeń 

fantastycznie

Nasze dusze potrzebują operacji Perfekcja doprowadza ludzkość do obłędu  Piękno boli, ale czy wystarczająco, żeby przestać  Biec za tym co idealne, a doceniać co niepowtarzalne  Sztuczny uśmiech, żeby tylko wyglądać olśniewająco  A w nim zero szczęścia i radości, tylko maska na smutek Zagłębiony tak głęboko, że dusza jest jedyną co musi  Być operowaną 
Sensualność istnienia mam w żyłach  Tańczę tak jak sama sobie zagram Wychodzę poza schematy  Nigdy nie byłam bardziej sobą  Ideały nie istnieją, co nieskazitelne to nudne Gdyby nie ten błysk w oku nie patrzyłabym w lustro Moje serce daje co należy, zawsze z wzajemnością  Z głową dogaduje się świetnie, połączenie nerwów  Świat jest chaosem, ale tylko w takim potrafię żyć