Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2016
Wracam ulicami ciemnymi, jak moje wnętrze Oddycham tym smutkiem, tych wszystkich ludzi Gdy odchodzę, nie obracam swej głowy Ze wzrokiem spuszczonym w dół śpiewam w pomrukach hymn Swej zawiści, nienawiści i wewnętrznego bólu Odchodzę do domu, gdzie jestem ważna Odchodzę tam, gdzie zostanę wysłuchana Odchodzę do miejsca, w którym zostanę poważnie traktowana Odchodzę w lepszy świat, gdzie traci się kontrolę Odchodzę by pokazać im i sobie. Do wiecznego domu, gdzie zmartwienia kończą się tam, gdzie zaczęły. ,,Mów do mnie, musisz tu zostać, nie odchodź''.
Serce bije mocniej, w pośpiechu otulasz się spokojem Puentą perfekcyjnego nastroju jest pamięc o tym, co zapomniane Melodię grającą nasze emocje poznasz u progu śmierci swojej Kiedy mówisz komuś, kogo kochasz: ,,żegnaj'' Wiesz, że on jest wszędzie, gdziekolwiek zapragniesz Nie możesz go dotknąć, ale poczuć owszem Wtedy wszystko zamiera, świata nie ma już stojącego otworem Nagle każda ulica, okolica, drzewa, ławki, na których siadasz Stają Ci się obce, i wiesz, że nie możesz nic z tym zrobić Owiane sekrety Twoim delikatnym słowem Wypełzną w postaci łez i pustego wzroku, skupionego na niczym Spytaj siebie czy Twoja pokerowa i fałszywa twarz może patrzeć w lustro Przebaczaj, im, bo nie wiedzą, że są grzechem Przebaczaj sobie, bo nie wiesz, że grzechem stać się możesz Przebacz i zobacz piękno.
Igranie z niebezpieczeństwem, lasem nocą z papierosem Procentowe siódme niebo, siłą perswazji Leciałam ponad miastem, krzycząc ledwo półgłosem Chcemy wiedzieć wszystko, nie wiedząc o sobie niczego Miałam fazy, w których odlot był ostatnim wyborem Trzymając ostatnią żyłę przy życiu latałam wszędzie W głowie miałam zawsze magiczny pył, ciemny jak zło Pozostawieni w swoim grzechu, bawiliśmy się w bagnie Ludzi podzieliło już chyba wszystko, dramaturgia Nie mów nikomu, że boli Cię ten syf Podobno dostajemy tyle, ile umiemy unieść albo tyle, w ile umiemy się wykończyć.
Pieniądze żrą wszystkim umysł, kto by się przejął Płonę, jak ten ból, który wypala mi serce Ludzie inteligentni mają ponoć gorzej No i po co przyszło mi świata smakować w gorzkim odczuciu Pamięcią sięgam wychodzenie w środku nocy Uciekanie za własnym cieniem i może oddechem Przecież nie powiesz, żeby człowiek przestał Cię niszczyć Bo ten kto niszczy, nigdy nie był normalny Normalni ludzie nie niszczą, ich życie jest niczym Mój uśmiech jest psychopatyczny Usposobienie dziwactwa, oczy jak gwiazda Tlą się, błyszczą i krwawią Jak blizny na udzie, jak blizny na biodrze Jak trzęsące się ręce i kołaczące serce w bezdechu Złapane za rogiem starej kamienicy Odczuwam ogromny nacisk na utworzenie własnej oazy.
Wstaję, siadam, biorę i zażywam zło Prawdę, która każdego z was mogłaby zabić Wasze ciało nie wie, że gnije, a serce, odchodzi Jak widzisz swoje życie? Pryzmat tracenia głowy i upijania Wibrujesz pomiędzy życiem, a ciemnością A tacy jak my, odchodzą wcześniej Ukazując prawdę cierpienia i upokorzenia Człowiek nigdy człowiekowi, a sobie Zabijamy się po nic, mamy krew wszechświata na rękach Zło góruje, bo jest łatwiejsze do przyjęcia Może, gdy zacznę jarać, pić, nie ograniczać się Wartościować złem, emanować grzechem Zapalę pochodnię nad nam własnym ciałem Gdy ono odejdzie ode mnie Czas minął
Kiedy wszystko idzie źle, reanimuję swoje dłonie Gdy pamiętam, patrzę tępo Rozpędzam swoją wyobraźnię, uciekam Spowiadam się echu w mojej głowie Gdy chcę być niezauważalna to zakładam kaptur W noc ciemną, jak nasze dusze Odpalam mocną petardę, w uszach bębenki grają taktycznie Okruchy tlą się na cześć, lub do widzenia.
Maluję usta na czerń, krwistą jak serce  Wyciągam broń, unoszę skroń Ogień wylatuje z moich oczu Iskra niewiedzy zapala spust  Płoń.
Zetknęliśmy się z ciemną prawdą, nasze oczy płoną żalem Prowadzą nami fale naszego wnętrza Płyniemy na oślep bez dbania o tratwę Każdego dnia mówią mi, że świata dobrego nie ma A kiedy spojrzę i tylko powiem, że.. Całą mnie napędza ten świat, pełen zła Wyrażam siebie przez ciemność mojej szaty, która nie zdobi człowieka, ponoć Jestem niczym, materią wartą grzechu Tworzą, kreują nam świat na obraz potępienia Potem zdziwieni niosą nas na rękach do piachu